sobota, 25 maja 2013

Coldplay - A Rush Of Blood To The Head (2002)


tracklista: 1. Politik 5:18 2. In My Place 3:48 3. God Put a Smile Upon Your Face 4:57 4. The Scientist 5:09 5. Clocks 5:07 6. Daylight 5:27 7. Green Eyes 3:43 8. Warning Sign 5:31 9. A Whisper 3:58 10. A Rush of Blood to the Head 5:51 11. Amsterdam 5:19

Dwa lata po udanym debiucie ukazała się kontynuacja pod tytułem "A Rush Of Blood To The Head". Na tej płycie, jak można było oczekiwać, Coldplay znacząco rozwinęli swój styl. Więcej jest tu gitar - jest to najbardziej rockowa płyta zespołu. Całość ma dużo większy rozmach (choć nie aż taki jak np. u Muse) i jest dużo bardziej przebojowo niż na debiucie. W ogóle w przeciwieństwie do poprzedniej odbieram tą płytę jako w miarę spójną całość, a nie jako single z wypełniaczami pomiędzy. Z wygodnej klitki pod schodami przenieśliśmy się na stadiony.

Moja metafora największe pokrycie ma w otwieraczu - Politik, choć nigdy nie został singlem, jest jednym z fanowskich ulubieńców, często otwierającym koncerty. Jest na przemian głośny, przestrzenny i powolny, niepokojący. W punkcie kulminacyjnym Chris woła: "open up your eyes, open up your eyes". Jest to utwór zupełnie inny niż te z debiutu, i do teraz wyróżnia się w repertuarze grupy ze względu na nietypową strukturę - nie ma tu podziału na refren i zwrotki, raczej części szybsze i wolniejsze z punktem kulminacyjnym. Za każdym razem jak słucham tego utworu, wywołuje on na mnie duże wrażenie i wyobrażam sobie jak to musiałoby brzmieć na koncercie. Świetny początek albumu.

Bardziej typową strukturę ma In My Place, pierwszy singiel promujący album, który doszedł do 2. miejsca na Wyspach. Zaczyna się charakterystycznym gitarowym motywem, który należy do najlepszych w karierze Coldplay, świetnie nas prowadzi przez piosenkę jednocześnie nie powtarzając się natrętnie jak w np. "Shiver" z poprzedniej płyty, zaś w podniosłym refrenie słyszymy chórek. Jak dla mnie absolutny klasyk post-britpopu. Następnym utworem na trackliście jest mniej podniosłe, ale niesamowicie pozytywne God Put A Smile Upon Your Face, które zaczyna się niemrawo, ale powoli się rozkręca i pokazuje, jak zespół rozwinął się od debiutu, zaś jeszcze następne The Scientist to taki sequel "Trouble". Długo mnie nie przekonywał jednak przez zbyt cienki śpiew Martina w refrenie i nie rozumiałem czemu jest to jeden z ulubieńców fanów (w dodatku singlowy). Jednak teraz uważam że jest to miła ballada. Paradę hitów zamyka Clocks, z którego pochodzi motyw będący zdecydowanie najczęściej wykorzystywanym w pewnym okresie. Najpierw David Guetta wykorzystał go w hicie lata 2009 "When Love Takes Over", potem szwedzka piosenkarka Agnes w "I Need You Now", wreszcie Movetown w badziewnym remiksie "Girl You Know It's True" od Mili Vanilli. Bo grunt to oryginalność. Samo zaś "Clocks" to prosty utwór, w którym niczym mantra przewija się osławiony pianinowy motyw i pełni tu rolę swoistego refrenu. Mimo to za każdym razem słucha się go niezwykle, ze względu na podniosły, niemalże uświęcony klimat. Zasłużenie wygrał nagrodę Grammy w kategorii Nagranie Roku w 2004 roku i stał się radiowym hitem na świecie (poza Polską naturalnie).

Drugą, niesinglową część albumu rozpoczyna Daylight ze skrzypcowym motywem, który przywodzi mi na myśl wiosenną łąkę, jest to również jeden z moich ulubieńców z płyty (choć prawdę mówiąc takowych jest dużo). Potem mamy Green Eyes, które jest ładną akustyczną balladą zakochanego, czy mniej udane Warning Sign, z wyraźnym, ale trochę wymuszonym refrenem. Również nie do końca podchodzi mi A Whisper, które ma ciekawy rytm, ale denerwuje mnie buczenie, które kojarzy mi się z wyciszoną komórką. Powrotem na dobry poziom jest tytułowy utwór, który zaczyna się akustycznie i teoretycznie niczym nie zachwyca, ale jak wchodzą kolejne instrumenty, brzmi coraz lepiej, aż w końcu przechodzi do melodyjnego, podniosłego, ale zamglonego refrenu. Zaraz po "Politik" jest to najlepszy niesinglowiec z tej płyty. Jednak nie jest to dobry sposób na zakończenie tej płyty, dlatego po tym utworze mamy jeszcze Amsterdam, czyli uroczą, pianinową balladę która wydana dzisiaj mogłaby być takim hitem jak "Someone Like You" Adele.

Płyta ta jest więc naturalnym następcą "Parachutes", będąc świetnym rozwinięciem stylu Coldplay. Jest ona bardziej śmiała, jest istną kopalnia przebojów, bardziej różnorodna a jednocześnie trzyma świetny klimat. Dla mnie jest to znakomita płyta i ulubiona od Coldplay, praktycznie nie ma ona słabszych momentów - może tylko przy "Warning Sign" i "A Whisper" się robi mniej ciekawie. Dzięki niej zespół dołączył do światowej czołówki alternatywno-rockowych zespołów (choć osobiście jednak nie uważam ich za zespół do końca rockowy).

9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz